Test

Anestezjolog o leczeniu oparzeń u najmłodszych pacjentów: „Praca z dziećmi wymaga nerwów ze stali”

Ten tekst przeczytasz w 8 min.

– Dzieci bardzo dobrze adaptują się do każdych warunków. Niekiedy trudniejszą sytuacją niż samo oparzenie jest chociażby rozstanie się z rodzicami na kilkanaście minut czy noszenie opatrunków. Ponadto łatwo jest odwrócić uwagę dziecka od bólu. Niejednokrotnie widzimy sytuacje, w których dzieci bawią się ze sobą i jakby zapominają o tym, że mają oparzenie – o empatii w leczeniu oparzeń u dzieci, postępowaniu z najmłodszymi pacjentami, a także o najtrudniejszych przypadkach w swojej karierze mówi w rozmowie z ForumLeczeniaRan.pl Maciej Walczak, anestezjolog ze Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej.

Maciej Walczak od 13 lat pracuje jako anestezjolog i lekarz na oddziale intensywnej terapii. Obecnie pracuje w kilku szpitalach, między innymi w OIT przy Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej. Jest również autorem bloga doktornaintensywnej.pl i autorem profilu na Instagramie – @doktor_na_intensywnej.

Anna Łodzińska, Forum Leczenia Ran: Z jakim oparzeniami u dzieci najczęściej spotykasz się w swojej praktyce?

 

Lek. Maciej Walczak

Maciej Walczak: Około 80% wszystkich oparzeń u dzieci, z którymi mamy styczność w pracy, to oparzenia termiczne wywołane gorącymi płynami. W placówce, w której pracuję, najczęściej przyjmujemy najmłodszych pacjentów. Są to zwykle dzieci w wieku od 1. do 3-4. roku życia. Wczoraj znieczulałem aż 5 pacjentów, którzy doznali oparzenia właśnie płynami.

Co jest przyczyną powstawania oparzeń u najmłodszych pacjentów?

– Do takich wypadków dochodzi, dlatego, że dzieci są bardzo ciekawskie, poznają świat wszystkimi zmysłami. Muszą wszystkiego dotknąć, muszą sprawdzić, naśladują dorosłych w wykonywanych przez nich czynnościach. I to właśnie najczęściej jest przyczyną zdecydowanej większości oparzeń u najmłodszych. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko dziecko może pociągnąć za obrus stołu, na którym stoi gorąca kawa czy herbata.

Zdarzają się również starsze dzieci, nastolatkowie. W tym przypadku do oparzenia najczęściej dochodzi w wyniku nieodpowiedzialnych pomysłów, np. zabawy zapalniczką, petardami, nieuwagą przy rozpalaniu ogniska albo grilla. Niestety wiele oparzeń wynika również z nieuwagi opiekunów.

Jakie są najczęstsze wypadki wśród Twoich pacjentów?

– Czasem u starszych dzieci mamy do czynienia z oparzeniami elektrycznymi, które są wywołane np. majstrowaniem przy skrzynkach elektrycznych. Mamy również na oddziale chłopca, który w ramach zabawy włożył patyk do petardy. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Zdarzają się też oparzenia wywołane sytuacjami, gdy dzieci pomagają starszym osobom – w warsztacie, na wsi, gdzie wędzi się mięso na ruszcie. Niektóre dzieci próbują też swoich sił w kuchni, gdy chcą sobie same coś usmażyć, ugotować i wtedy dochodzi do wypadków z olejem. Spotkałem się też z sytuacją, że dziecko chciało się ogrzać termoforem, ale wrzątek wylał się na brzuch.

Znów zaznaczam – do wielu tych wypadków dochodzi w wyniku nieuwagi rodziców i opiekunów. Dzieci nie są świadome zagrożenia, jakie może je spotkać, dlatego zawsze warto mieć swoją pociechę na oku.

Jak prowadzone jest leczenie najmłodszych pacjentów?

Najczęściej w przypadku oparzenia płomieniem lub prądem, dochodzi do oparzeń III stopnia. Konieczna jest wówczas kilkukrotna interwencja chirurgiczna, by oczyścić rany. Oparzenia tego typu zawsze muszą zostać pokryte przeszczepem skóry.

Leczenie często jest bolesne dla dzieci, a ponadto wiąże się z wystąpieniem powikłań, np. zakażeniem rany, co może znacznie wydłużyć proces terapeutyczny.

Co jest dla Ciebie najbardziej satysfakcjonujące w pracy z dziećmi?

Bardzo lubię pracować z dziećmi, nawet w ciężkich przypadkach. Po prostu pomagam dzieciom, sprawiam, że cierpienie i ból stają się mniejsze.

Ponadto samo leczenie oparzeń u dzieci wydaje się być mniej skomplikowane w porównaniu do dorosłych. Najmłodsi najczęściej nie mają żadnych chorób współistniejących, a do momentu oparzenia są całkowicie zdrowi. Brak schorzeń wpływa na lepsze rokowanie pacjenta i zdolności regeneracyjne skóry. Odpowiednio prowadzone leczenie w połączeniu z terapią przeciwbólową i okołooperacyjną są przepisem na sukces. Dzięki temu jesteśmy w stanie sprawnie i szybko doprowadzić dziecko do zdrowia, oczywiście jeżeli jest również dobra współpraca z rodzicami pacjenta.

Jaka jest rola anestezjologa w procesie leczenia oparzeń u dzieci?

Rola anestezjologa w leczeniu oparzeń u dzieci jest dwutorowa. Nasze zadanie polega na wykonaniu znieczuleń ogólnych u dzieci, które doznały urazu. Wykonujemy je, gdy dziecko trafia na oddział, by chirurg mógł ocenić stopień, głębokość i rozległość oparzenia, a także w procesie rekonwalescencji, w celu zmian opatrunków i oczyszczenia rany. Chodzi o to, żeby dziecko, podczas tych wszystkich procedur, nie odczuwało dyskomfortu, nie czuło bólu oraz nie stresowało się obecnością wielu obcych osób.

Drugą rolą anestezjologa jest prowadzenie leczenia pacjentów w oddziałach intensywnej terapii lub chirurgicznym, np. wdrożenie i prowadzenie terapii nerkozastępczej, wentylacji respiratorem czy prowadzenie terapii żywieniowej. Na oddziałach intensywnej terapii przebywają głównie pacjenci dorośli z niewydolnością oddechową, niewydolnością nerek oraz innych narządów. Często są to pacjenci septyczni, u których w wyniku oparzeń rozwijają się różnego rodzaju zakażenia. Trafiają się także dzieci, u których powierzchnia oparzonej skóry jest tak duża, że na początkowym etapie pacjent nie jest w stanie samodzielnie oddychać lub ma niewydolność krążeniową i wymaga specjalistycznej opieki. Na szczęście takie sytuacje mają miejsce bardzo rzadko.

A co w przypadku, gdy dzieci nie są znieczulane? Jak radzą sobie z bólem?

– U nas w Łęcznej każde dziecko jest znieczulane do zmiany opatrunku, ponieważ oparzenia są niezwykle bolesne, szczególnie w początkowym etapie leczenia. Poza tym ból leczymy również opioidami, prowadzimy wielolekową terapię, więc wykorzystujemy również leki, takie jak paracetamol czy ibuprofen, co pomaga uniknąć uzależnień od leków.

Czy dzieci łatwo uzależniają się od środków przeciwbólowych?

– Leczenie bólu trzeba prowadzić w sposób umiejętny i przemyślany. Dzieci, podobnie jak dorośli, mają tendencję do uzależniania się od najsilniejszych leków przeciwbólowych, takich jak morfina czy oksykodon. Aby uniknąć sytuacji, w której pacjent uzależni się od leków, stosujemy wielkolekową terapię, to znaczy, że używamy również tzw. koanalgetyków, które powodują, bardziej skuteczne działanie przeciwbólowe, przez co odczuwanie bólu jest dużo mniejsze. Przykładem takiego postępowania są np. preparaty magnezu lub lidokainy. Dzięki takiemu rozwiązaniu ograniczamy dawkowanie najsilniejszych opioidów.

Jaką rolę odgrywa anestezjolog w leczeniu tak bolesnych urazów, jak oparzenia?

– Zdecydowanie leczenie bólu leży po stronie anestezjologa i jest to jedna z ważniejszych czynności, jakie wykonujemy w opiece nad pacjentami. Rozmawiamy z pacjentami, ich rodzicami i doradzamy im w jaki sposób mogą radzić sobie z własnym bólem, lub bólem u swojego dziecka w trakcie procesu leczenia, a także już po wyjściu ze szpitala. Ponadto często udzielamy wsparcia także innym specjalistom, np. chirurgom, jakie leki podawać pacjentom. Dzięki wspólnej pracy i wymianie doświadczeń leczenie staje się łatwiejsze.

Jak dzieci znoszą pobyt w szpitalu?

– Dzieci bardzo dobrze adaptują się do każdych warunków. Niekiedy trudniejszą sytuacją niż samo oparzenie, jest chociażby rozstanie się z rodzicami na kilkanaście minut czy noszenie opatrunków. Ponadto łatwo jest odwrócić uwagę dziecka od bólu. Niejednokrotnie widzimy sytuacje, w których dzieci bawią się ze sobą i jakby zapominają o tym, że mają oparzenie. Mali pacjenci świetnie sobie radzą, nawet jeżeli leczenie trwa kilka tygodni. Ponadto na naszym oddziale, w szpitalu w Łęcznej, mamy sale jednoosobowe dla pacjentów, każde dziecko ma przy łóżku zabawki, telewizor. W sali znajduje się również łóżko dla rodziców. Myślę, że zapewnienie komfortowych warunków leczenia również wpływa na to, że dzieci dają sobie radę w tej trudnej sytuacji.

Często maili pacjenci radzą sobie znacznie lepiej niż rodzice.

– Oczywiście, że tak. Dzieci często wykazują się dużym spokojem, pewnego rodzaju zrozumieniem. Pracowałem w szpitalu, gdzie odwiedzałem oddział hematologii, na którym przebywały dzieci chore na białaczkę oraz różne nowotwory. Ci mali pacjenci wykazywali się optymizmem i opanowaniem. To było niesamowite. Myślę, że dzieci nie do końca rozumieją pewne rzeczy, nie zdają sobie sprawy co się dzieje z ich zdrowiem. To pewnego rodzaju ułatwienie w radzeniu sobie z chorobą.

Czy widok cierpiących dzieci jest dla Ciebie trudny?

– Widok dzieci, które cierpią, nie jest łatwy. Pracując z małymi pacjentami uświadamiam sobie jednak, że jestem tutaj, by im pomóc – przyczyniam się do tego, że leczenie jest szybsze i bardziej komfortowe. To jest moja motywacja, aby więcej robić, a mniej się martwić.

Myślę, że bardzo pomogło mi to, że stawiałem pierwsze anestezjologiczne kroki w szpitalu dziecięcym. Tak naprawdę nie miałem większego wpływu na przydział do miejsca odbywania specjalizacji w ramach rezydentury. Jednak oswajając się z najmłodszymi pacjentami już od początku pracy jako anestezjolog zrozumiałem, że jest to dla mnie bardzo ważne, aby pomagać dzieciom. Po 12-13 latach pracy nauczyłem się skutecznie oddzielać pracę od życia prywatnego. W wolnym czasie staram się nie myśleć o wszystkim, z czym zmierzyłem się w szpitalu.

W swoich postach w social mediach, a także e-booku, kierujesz treści przede wszystkim do rodziców. A czy na co dzień trudno jest współpracować z rodzicami?

– Kilka razy spotkałem się z sytuacją, w której rodzice nie chcieli się zgodzić na znieczulenie dziecka. Jednak kluczem do współpracy jest rozmowa z rodzicami, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Za każdym razem wyjaśniam, na czym będzie polegało znieczulenie, dlaczego jest potrzebne, w jaki sposób pomoże pacjentowi i jakie są jego plusy. Tłumaczę również opiekunom, że znieczulenie daje dziecku większy komfort przy zmianie opatrunków, ułatwia pracę chirurgowi i wpływa na skrócenie procesu leczenia.

Jaki najtrudniejszy przypadek z Twojej pracy zapadł ci w pamięci?

– Najtrudniejszy przypadek, z którym musiałem się zmierzyć, to pożar domu, w wyniku którego oparzenia doznali wszyscy członkowie rodziny. Pożar wybuchł wskutek zwarcia starego urządzenia elektrycznego. Pod wpływem wydzielania się tlenku węgla najprawdopodobniej mieszkańcy tego domu stracili przytomność i nie zdawali sobie sprawy z tego, co się wokół nich dzieje. Do naszego ośrodka przyjechała para: mężczyzna i kobieta – mama i tata – z oparzeniem odpowiednio 95% i 100% ciała. Przy tego typu urazach nie ma żadnych szans na przeżycie. Co więcej, ich trójka dzieci przebywała w innych ośrodkach w Polsce, również w krytycznym stanie.

W pamięci zapadła mi również bardzo ciężka sytuacja dwuletniej dziewczynki, która oparzyła się w wyniku pożaru chemikaliów podczas remontu we własnym domu. Przez ponad miesiąc robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby jej pomóc. Prowadziliśmy terapię nerkozastępczą, stosowaliśmy różne antybiotyki, wykonaliśmy kilka zabiegów operacyjnych i niezliczoną ilość opatrunków. Niestety nie udało jej się pomóc. To było dla mnie bardzo trudne. Najgorsze w takich sytuacjach jest to, że tak małe dzieci, tak naprawdę w niczym nie są winne, a spotyka je najgorszy los.

W jaki sposób radzisz sobie z tym, co spotyka cię w pracy?

– Im mniejszy pacjent, tym bardziej to człowiek przeżywa i angażuje się emocjonalnie, tym bardziej widząc czasem skrajne zaniedbanie czy zupełnie niedopilnowanie dziecka. Czasami pojawia się bezsilność i bezradność.

Parę miesięcy przed głośną sprawą z Częstochowy, mieliśmy pacjenta, który czekał na pomoc kilka dni w domu i tak naprawdę cudem go uratowaliśmy. Widziałem, że ten chłopiec jest zaniedbany, nie mówił prawidłowo w wieku 4 lat. Jest to bardzo trudne doświadczenie.

Jednak przez tak długi okres pracy, nauczyłem się, że jestem tu po to, aby tym dzieciakom pomóc. Moją rolą jest także rozmowa z rodzicem, poinstruowanie jak rozmawiać z małym pacjentem. Po prostu każdy, kto pracuje z dziećmi musi być przygotowanym na to, że może zobaczyć trudne i ciężkie sytuacje. Nie należy się jednak zbytnio zamartwiać i rozmyślać nad danym przypadkiem – musimy jak najszybciej działać, by pomóc pacjentowi.

Czy bycie rodzicem pomaga Ci jako lekarzowi w pracy?

– Rodzicielstwo na pewno nie pomaga. Kiedy masz dzieci, starasz się być najlepszym rodzicem, jakim możesz być. Ciężko pracujesz, aby zapewnić im dobre życie, dom, wykształcenie. Nagle w pracy stajesz w obliczu skrajnego zaniedbania, widzisz dzieci, które doznały ogromnej krzywdy, bardzo często przez niedopilnowanie. Ta praca wymaga więc nerwów ze stali. Wiesz, że dziecko nie jest niczemu winne, więc podejmujesz działanie, aby mu pomóc.

Zrozumiałem, że czasami ignorancja rodziców może doprowadzić do tragedii, dlatego zacząłem być aktywny w mediach społecznościowych. Wierzę, że jeśli podzielę się swoją wiedzą, ktoś z niej skorzysta. Myślę, że jest wiele osób, które mogą się ode mnie czegoś nauczyć. Bardzo ważne jest, aby ludzie wiedzieli, jak filtrować wiadomości, które czytają online, nie wszystko, co znajdą w internecie jest prawdą.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

– Również dziękuję.

 

 

W dniach 5-7 października w Hotelu Senator w Dźwirzynie odbędzie się XVI Zjazd Polskiego Towarzystwa Leczenia Oparzeń. To ogólnopolskie i interdyscyplinarne spotkanie skierowane do wszystkich specjalistów zainteresowanych leczeniem oparzeń. Serdecznie zapraszamy do rejestracji na: oparzenia2023.pl.

test

test