Leczenie żywieniowe to rewolucja w medycynie. Jej znaczenie można porównać do wprowadzenia znieczulenia ogólnego w chirurgii lub antybiotyków. To jest przełom – mówi wiceprezes Stowarzyszenia Naukowego Leczenia Ran, chirurg, dr n. med. Grzegorz Krasowski. W wywiadzie dla ForumLeczeniaRan.pl opowiada o planach stowarzyszenia, edukacji pacjenta i najtrudniejszych wyzwaniach w leczeniu ran.
Marta Bogucka, ForumLeczeniaRan.pl: Jest Pan wiceprezesem Stowarzyszenia Naukowego Leczenia Ran. Co SNLR może zrobić dla pacjentów i personelu medycznego w dobie epidemii?
Grzegorz Krasowski: Jestem ogromnym zwolennikiem elektronizacji w medycynie. Obecna sytuacja związana z epidemią sprawiła, że projekty związane z telemedycyną, które planowałem już wcześniej, znacznie przyspieszyły i się rozwinęły. Stowarzyszenie Naukowe Leczenia Ran przygotowuje w formie elektronicznej cały zestaw materiałów edukacyjnych dla personelu medycznego i pacjentów. Są to webinary, szkolenia, filmy instruktażowe związane z opieką nad raną oraz innymi czynnościami chirurgicznymi i medycznymi.
Druga ważna kwestia, którą chcę się zajmować za pośrednictwem SNLR, to leczenie żywieniowe. Zapadła już decyzja o powołaniu sekcji żywieniowej w ramach Stowarzyszenia Naukowego Leczenia Ran. Przygotowałem w związku z tym cykl artykułów o leczeniu żywieniowym, które będą się ukazywały w czasopiśmie naukowym „Forum Leczenia Ran”. Planujemy także prowadzenie wykładów o tej tematyce.
Dlaczego edukacja lekarzy i pielęgniarek jest Pana zdaniem tak ważna?
Wiedza medyczna stale się rozwija, techniki się zmieniają, a wytyczne są aktualizowane. Medycyna jako dziedzina wiedzy to schody ruchome, które jadą w dół, a my ciągle wspinamy się po nich do góry. Jeżeli się zatrzymamy, to te schody nas wymiotą, wyrzucą. Dlatego uważam, że edukacja jest niezwykle istotna. Jako personel medyczny musimy nieustannie dbać o swój rozwój. Nie możemy pozwolić, by nasza wiedza stała się nieaktualna, bo to sprawi, że obniży się poziom naszej opieki nad pacjentami.
Właśnie tutaj widzę ogromną zaletę elektroniki, która pozwala nam aktualizować wiedzę w szybki i łatwy sposób. Jeżeli opublikujemy wytyczne, zalecenia lub ważne informacje na stronie SNLR, upowszechnią się one znacznie szybciej, będą łatwiej dostępne, niż gdybyśmy publikowali je tylko w czasopismach naukowych.
Przekazywanie i zdobywanie wiedzy o leczeniu ran to trudne zadanie?
Do zrobienia jest jeszcze bardzo dużo. Trzeba pamiętać o tym, że leczymy chorego pacjenta, a nie tylko samą ranę. Posłużę się tutaj pewną metaforą.
Wyobraźmy sobie samochód. W jego budowie można wyróżnić wiele elementów: układ napędowy, hamulcowy, karoserię, zawieszenie. Każdy z nich można omówić oddzielnie. Ale żeby samochód pojechał, wszystkie elementy muszą być sprawne, ponieważ wszystkie są ze sobą połączone. Mechanik musi mieć wiedzę o każdej części samochodu. Podobnie jest w przypadku leczenia ran.
Aby leczenie rany było skuteczne, potrzebna jest nie tylko miejscowa obsługa rany, ale też wiedza z zakresu żywienia, kardiologii, gastroenterologii, antybiotyków, antyseptyki, leczenia bólu, onkologii, diabetologii i innych dziedzin. Personel medyczny musi posiadać wiedzę we wszystkich tych dziedzinach, a dodatkowo stale ją aktualizować. Tylko wtedy będzie się dało uruchomić ten samochód, w domyśle – wyleczyć pacjenta. Dlatego ciągle stoi przed nami ogrom pracy, zarówno w kwestii przekazywania, propagowania tej wiedzy, jak i jej zdobywania i poszerzania.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że nie możemy się ograniczać tylko do edukowania lekarzy i pielęgniarek. Równie ważne jest edukowanie pacjentów.
Dlaczego?
Pacjent nie jest tylko przedmiotem, na którym wykonujemy medyczne procedury. Pacjent jest także równoprawnym podmiotem. To przecież właśnie jego bezpośrednio dotyczy proces leczenia. Należy mu umożliwić aktywne i świadome uczestniczenie w nim. Skuteczna i rzetelna edukacja pacjenta zapewnia przecież ogromne korzyści zarówno dla systemu ochrony zdrowia, jak i dla samego pacjenta.
Jakie to korzyści?
Jeżeli pacjent otrzyma odpowiednie instrukcje, jak obchodzić się z raną, wiele czynności może wykonać sam, w domu. Nie musi przychodzić do poradni lub przychodni na każdą zmianę opatrunku. Leczenie rany może przebiegać w warunkach domowych, z większym komfortem dla pacjenta i z oszczędnością dla systemu.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że boimy się tego, czego nie znamy. Jeżeli pacjent wie, jak zajmować się raną, ma zalecenia dotyczące sposobu odżywiania się, ćwiczeń fizycznych, to przestaje się bać. Ma poczucie, że panuje nad sytuacją. Nie czuje się bezradny.
Skąd pacjent powinien czerpać taką wiedzę?
W ramach Stowarzyszenia Naukowego Leczenia Ran prowadzimy wiele projektów edukacyjnych z myślą o pacjentach. Kręcimy filmy instruktażowe dotyczące opieki nad różnymi rodzajami ran, pracujemy nad stworzeniem specjalnych aplikacji.
Pacjenci powinni jednak zdobywać podstawową wiedzę medyczną na długo przed tym, jak zostaną pacjentami. Przeciętny obywatel nie ma pojęcia o tym, jak funkcjonuje jego organizm. Niewiedza jest największym problemem polskiej ochrony zdrowia. Jaki z tego wniosek? Edukacja medyczna powinna moim zdaniem być prowadzona już w szkole, od pierwszych klas szkoły podstawowej. To powinien być przedmiot nawet ważniejszy niż inne, ponieważ tyczy się on ciała, z którym człowiek jest związany na całe swoje życie. Należy zacząć od podstaw, od wyrabiania nawyków higienicznych, dezynfekcji rąk, odpowiedniego żywienia. W ten sposób w przeciągu 10-15 lat uzyskamy pokolenie, które będzie miało wiedzę medyczną. To bardzo ważne, by pacjent miał wiedzę i świadome oczekiwania wobec procesu leczenia.
Wspomniał Pan, że jednym z ważnych elementów procesu leczenia ran jest leczenie żywieniowe. Dlaczego żywienie jest tak istotne, żeby rany się goiły?
Leczenie żywieniowe to rewolucja w medycynie, która pojawiła się w ostatnich latach. Jej znaczenie można porównać do wprowadzenia znieczulenia ogólnego chirurgii lub antybiotyków. To jest przełom. Wiedza o żywieniu ma ogromne znaczenie dla leczenia ran.
Leczenie żywieniowe znacznie skraca proces leczenia ran, skutecznie go usprawnia. Pomaga organizmowi się regenerować. Celem leczenia żywieniowego jest dostarczenie organizmowi materiałów budulcowych, które są konieczne do procesu gojenia.
Można to porównać do największych kampanii wojennych, na przykład ataku Napoleona na Rosję. Ta kampania upadła miedzy innymi dlatego, że zawiodło zaopatrzenie. Żołnierzom nie dostarczano jedzenia, odzieży, amunicji, przez co nie mogli skutecznie walczyć z wrogiem. Tak samo jest z ludzkim organizmem – jeżeli nie zapewnimy mu wartości odżywczych, nie ma szans poradzić sobie z chorobą. Skutkiem tego może być amputacja kończyny albo nawet śmierć.
Jak oceniłby Pan poziom leczenia żywieniowego w Polsce?
To, co my w tej chwili robimy w zakresie leczenia żywieniowego, to jest wierzchołek góry lodowej. W polskim systemie ochrony zdrowia pacjenci, u których stosuje się interwencje żywieniowe, to przede wszystkim pacjenci terminalni. Tymczasem na świecie pacjenci terminalni w grupie chorych leczonych żywieniowo stanowią mniej niż połowę. Większość to pacjenci w trakcie leczenia, przede wszystkim onkologicznego, ale także neurologicznego czy terapii ran trudno gojących się. Trzeba też zauważyć, że choć rola żywienia jest bardzo istotna, to wiedza na ten temat jest w Polsce bardzo nikła. Zdecydowanie dużo jest jeszcze w tym zakresie do zrobienia.
Jakie są skutki zaniedbań w zakresie edukacji żywieniowej? Do czego mogą one doprowadzić?
Do tragedii. W swojej praktyce zawodowej spotykam się z przypadkami pacjentów onkologicznych, którzy schudli 60 kg i nikt tego nie zauważył – ani pacjent, ani jego rodzina, ani lekarz rodzinny czy onkolog. Niewiedza w zakresie żywienia powoduje, że pewnych rzeczy się nie zauważa, a skutki tego są bardzo groźne. Taki pacjent jest w stanie skrajnego wyniszczenia, nie może być poddany leczeniu operacyjnemu, chemioterapii ani radioterapii, ponieważ ich nie przetrwa z powodu niedożywienia. W Polsce spośród pacjentów chorych na choroby onkologiczne 30 proc. umiera z powodu niedożywienia.
Mówił Pan na temat ryzyka związanego z niedożywieniem. Drugą skrajnością są pacjenci cierpiący z powodu otyłości. Czy ich także dotyczy ryzyko powikłań spowodowanych brakiem wiedzy o leczeniu żywieniowym wśród personelu medycznego?
Proszę pamiętać, że człowiek niedożywiony nie zawsze wygląda na skrajnie wychudzonego. To jest tylko jeden z rodzajów niedożywienia. Mamy też pacjentów, którzy ulegają tzw. niedożywieniu białkowemu. To są pacjenci otyli.
Miałem przypadek pacjentki, która trafiła do naszego szpitala, ważąc 250 kg. Ta pacjentka miała odleżynę, która zaczynała się na czubku głowy, a kończyła się na pięcie.
W pierwszej kolejności przeprowadziliśmy u niej ocenę żywieniową. Okazało się, że pomimo tak dużej masy ciała pacjentka była skrajnie niedożywiona. Poprzedni lekarze usiłowali ją odchudzić poprzez zabranianie jej jedzenia. Pacjentka przez ponad 2 tygodnie przed przybyciem do nas otrzymywała wyłącznie dożylne płyny. My przeprowadziliśmy u niej interwencję żywieniową. Zwiększenie poziomu przyjmowanego białka sprawiło, że pacjentka od razu straciła na wadze, ponieważ zmniejszył się obrzęk. W ciągu miesiąca udało się zagoić u niej większość ran. W tej chwili pacjentka waży 90 kg, przeszła plastykę powłok brzusznych. Wróciła do żywych.
Jakie przypadki ran trudno gojących się są dla Pana najtrudniejsze, najbardziej wymagające?
Najtrudniejsze przypadki to dla mnie pacjenci porzuceni, samotni, tacy, którzy nie mają rodzin lub te rodziny przebywają daleko. Ci pacjenci są skazani na zakłady opiekuńczo-lecznicze, w których najczęściej nie prowadzi się leczenia ran. Po opuszczeniu szpitala tacy pacjenci są pozostawieni sami sobie. Takie przypadki są najtrudniejsze w tym znaczeniu, że wywołują u mnie największy smutek, ponieważ leczenie tych pacjentów nie może zostać doprowadzone do końca. Nie ma szczęśliwego zakończenia.
Czy jest przypadek, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?
Pamiętam przypadek pacjenta onkologicznego, który trafił do nas po kolejnej operacji z powodu rozchodzących się zespoleń w jamie brzusznej. Pacjent ten miał okropną, otwartą ranę. Objęliśmy go kompleksową opieką w zakresie leczenia ran, a dodatkowo także wdrożyliśmy leczenie żywieniowe.
Leczenie rany zakończyło się sukcesem. Często dla porównania pokazuję dwa zdjęcia tego pacjenta – jedno z dnia, kiedy do nas trafił z tą otwartą raną i odleżynami, a drugie zrobione po czterech miesiącach leczenia, jak pacjent idzie na wycieczkę w góry. Ten pacjent ostatecznie zmarł z powodu choroby onkologicznej. Po jego śmierci jego żona dzwoniła do nas i bardzo nam dziękowała, ponieważ dzięki temu, że wyleczyliśmy tę ranę, jego ostatnie dni to był ich najszczęśliwszy czas.
Bardzo często jako personel medyczny zapominamy, że umieranie też jest elementem życia. Naszym zadaniem jako personelu medycznego jest zadbanie, by pacjent mógł się w ostatnich chwilach szczęśliwie pożegnać, by odszedł w sposób jak najbardziej humanitarny. Tak się stało z pacjentem, o którym mówiłem. To jedno z ważnych zadań medycyny – sprawiać, by pacjenci nie musieli odchodzić z tego świata porzuceni, przykuci do łóżka szpitalnego, cierpiący z powodu okropnych ran. Powinni odchodzić szczęśliwie i z godnością. Musimy o tym pamiętać.
Przeczytaj także:
- Rany trudno gojące się izolują bardziej niż kwarantanna – wywiad z dr hab. n. med. Markiem Kucharzewskim
- W leczeniu ran potrzebujemy telemedycyny i rozszerzenia kompetencji pielęgniarek – wywiad z prof. Tomaszem Banasiewiczem
- SNLR: stanowisko dot. postępowania z raną podczas epidemii COVID-19
- Stowarzyszenie Naukowe Leczenia Ran – nowe aktywności i konferencje o leczeniu ran