Terapia blizn i mikropigmentacja medyczna. Rozmowa z Beatą Sela-Kępińską

Ten tekst przeczytasz w 8 min.

Terapii poddajemy blizny różnego pochodzenia: pooperacyjne, pooparzeniowe, potrądzikowe, rozstępy, ale także przebarwienia i zmarszczki. Dzięki zastosowaniu odpowiedniej terapii blizn, współpracy z lekarzem medycyny estetycznej oraz nadaniu nowego koloru, ciało odzyskuje swój dawny kształt i mobilność.

Podróż z Warszawy do Gdańska trwa coraz krócej. Nieco ponad dwie i pół godziny. Coraz mniej przeszkód stoi na drodze, żeby dotrzeć na umówione spotkanie. To ważne, tym bardziej jeżeli chodzi o czas poświęcony sobie i własnemu zdrowiu. W codziennym pędzie łatwo o nim zapomnieć. Praca, dom, praca da capo al fine z krótką przerwą na sen.

Do pani Beaty przyjeżdżają pacjentki z całej Polski, czasami też z zagranicy. Mikropunktura w krajach zachodnich jest zabiegiem popularnym, a w przypadku niektórych pacjentów także refundowanym. W Polsce świadomość o technice, która wcześniej była wykorzystywana głównie w salonach piękności przy zabiegach, takich jak makijaż permanentny, nadal jest relatywnie mała. Pacjenci po wypadkach i planowych zabiegach chirurgicznych o tym, że powinni zrobić coś z blizną dowiadują się najczęściej od kogoś bliskiego, członka rodziny lub znajomego, który wcześniej poddał się takiemu zabiegowi. Lekarze nie zawsze informują o możliwościach, a nawet konieczności dalszej pracy z blizną. Po operacji pacjent znowu zdany jest na siebie i to, co usłyszy lub przeczyta w internecie.

O 9.00 rano siedzę już na swoim miejscu. Za oknem zaczyna padać śnieg na drogę i drzewa, które mijam z dużą prędkością. W środku jest ciepło i wygodnie. O tej porze niewiele osób korzysta z relacji Kraków-Trójmiasto. Przede mną jeszcze kawałek drogi. Nieco ponad godzina, akurat tyle, żeby jeszcze raz przejrzeć przygotowany wcześniej materiał.

 

„Wszyscy ludzie, na których ciałach znajdują się blizny, mają swoje historie”

Czym są blizny? Dlaczego coraz częściej mówi się o mikropunkturze? Kto potrzebuje takich zabiegów? W swojej książce Nancy Keeney Smith i Catherine Ryan tyle samo poświęcają miejsca bliznom, co aspektom psychologicznym związanym z ich terapią. Z jednej strony definiują bliznę jako „ślad pozostawiony w różnych tkankach lub narządach wewnętrznych po zagojeniu się rany, otarcia lub obrażenia”. Blizny patologiczne definiują poprzez cechy odróżniające je od prawidłowej skóry. Są to zgrubienia, zbita tkanka, szorstkość, nierówna powierzchnia, ograniczona elastyczność i ruchomość, zmieniona lub nieprawidłowa czynność układu nerwowego i przebarwienia. Z drugiej strony autorki podręcznika podkreślają znaczenie terapii jako procesu, w trakcie którego dochodzi do nawiązania szczególnej relacji między pacjentem a terapeutą:

„Podczas terapii możemy z szacunkiem i współczuciem wysłuchać historii ich powstania. Kto pragnie leczyć ludzi oraz ich blizny, będzie musiał poddać się nauce, jaka płynie z historii zawartych w bliznach. Wszyscy ludzie, na których ciałach znajdują się blizny, mają swoje historie”.

Według Smith i Ryan nie można tak po prostu dotknąć blizny bez zastanowienia się nad wydarzeniami, które przyczyniły się do jej powstania ani bez zadania kluczowych pytań: co ona symbolizuje? W jakich okolicznościach powstała? Czy towarzyszył jej ból? Czy wpływa negatywnie czy pozytywnie na samoocenę pacjenta?

W Polsce fundacja Motyle świadomości działa na rzecz popularyzacji mikropigmentacji medycznej w zabiegu odtworzenia brodawki piersiowej. Na ich blogu czytamy, że „w bardzo szybkim tempie rośnie zapotrzebowanie na zabiegi z zakresu mikropigmentacji medycznej, a w szczególności na mikropigmentację po zabiegach rekonstrukcji piersi. Jest to nowy obszar, którym powinny się zająć dobrze przygotowane linergistki. Dobrze przygotowane, to znaczy obdarzone dużą empatią”.

 

„Chciałam pomagać kobietom”

Gabinet znajduje się nieopodal stacji SKM Uniwersytet-Przymorze. Usytuowany jest na cichej ulicy, gdzie stoi w szeregu domów z niskiej zabudowy. Drzwi wejściowe otworzyła mi właścicielka, pani Beata Sela-Kępińska. Ledwo wszedłem do środka, a już zaczęła się rozmowa.

– Jak sam widzisz, gabinet jest niewielki. Łóżko do zabiegów, biurko, dwa fotele i szafka na produkty medyczne. Pracuję w nim sama, ale czego mi więcej potrzeba? Proszę usiądź – usiedliśmy przy biurku naprzeciwko siebie. Pani Beata nastawiła muzykę, która przez cały czas trwania naszej rozmowy cichutko sączyła się z głośnika.

Tak wygląda pierwsze spotkanie? 

– Tak, dokładnie tak. Najpierw jest telefon od pacjenta, mail, umawiamy wizytę, a później spotykamy się tutaj w gabinecie na pierwszej konsultacji dotyczącej zarówno terapii blizn jak i pigmentacji medycznej. Konsultacje u mnie zawsze są darmowe. Podczas pierwszego spotkania przeprowadzam z pacjentką wywiad. Muszę wiedzieć, kiedy i jak doszło do powstania blizny, kiedy zakończyło się leczenie, czy była chemioterapia lub radioterapia. To ważne, ponieważ skóra po takich zabiegach jest inna – bardziej delikatna, wręcz pergaminowa. Barwnik, którym odtwarzam kompleks otoczka-brodawka jest inaczej przyjmowany przez taką skórę. Należy bardzo uważać i delikatnie prowadzić igłę, żeby nie przepigmentować skóry i nie zrobić czegoś, co nie będzie estetyczne.

Jakie są przeważnie oczekiwania pacjentów dotyczące blizn?

– Pacjenci są różni. Jednym nie przeszkadza kolor blizny, ale nie chcą, żeby była ona przerośnięta. Są też pacjenci, którym przede wszystkim przeszkadza kolor. Dążą do tego, żeby blizna była zbliżona swoim wyglądem do zdrowej skóry. I tacy pacjenci przychodzą, bo widzą efekty. Muszą być cierpliwi i muszą ze mną współpracować. Zawsze na pierwszej wizycie mówię moim pacjentom, że nie jestem czarodziejką. Nie przywrócę wyglądu skóry do stanu sprzed powstania blizny. Ta blizna zawsze będzie. Będzie za to dużo mniej widoczna, bardziej płaska i bardziej mobilna.

Po jakim czasie widać efekty?

Po około 4 zabiegach już widać znaczne efekty terapii, zauważalne gołym okiem przez pacjenta (czasami już po pierwszym zabiegu widać różnicę w przebudowie skóry, jednak często klienci nie zauważają postępu; związane jest to z tym, iż funkcjonują z tą blizną na co dzień i w ich mniemaniu jest ona taka sama. Dopiero przedstawienie zdjęć sprzed wykonanego zabiegu uświadamia ich, że faktycznie coś się zadziało). Po pierwszym zabiegu możemy założyć już pewną ilość wizyt, które będą konieczne aby efekt był zadawalający. Kamuflaż blizny składa się przeważnie z dwóch wizyt, tak jak w przypadku makijażu permanentnego. Po 6 tyg. robimy tzw. dopigmentowanie. Staram się unikać wykonywania kamuflażu, ponieważ w wielu przypadkach po przeprowadzeniu terapii blizn w odpowiedni sposób nie jest on konieczny (wyjątek stanowi bielactwo). Podejście pacjentów do tego zabiegu jest specyficzne – czy są to rozstępy czy zmiany bielacze to z reguły osoby posiadające tego typu  defekty skóry chcą, żeby zapigmentować je ciemniej niż jest to potrzebne. Te osoby cały czas widzą, że kolor zmian jest za jasny. Siedzi to w ich psychice. Oczywiście nie wykonuję zabiegu „na życzenie” klienta, ponieważ jest niezgodne z moją estetyką pracy i byłoby to dla tych osób krzywdzące.

Jaka jest świadomość w Polsce na temat terapii blizn?

– Niestety ubolewam nad tym i każdemu to powtarzam, że ciągle za mała. Pacjentki w szpitalach nie są informowane, co mają z tą blizną robić. Dostają opatrunki, plastry żelowe czy maści i na tym koniec. Nie ma znaczenia, czy jest to prywatna opieka medyczna czy zabieg na NFZ. Bardzo mało lekarzy i pielęgniarek informuje pacjentów o tym, że z bliznami trzeba pracować od samego początku – a w przypadku planowanych zabiegów – nawet przed ich powstaniem. Tutaj konieczna jest fizjoterapia. To podstawa w pierwszych momentach terapii blizn. Osoby, które trafiają do mojego gabinetu przed zabiegiem dostają taką informację i wskazówki jak samodzielnie mogą pracować z blizną.

Jak pacjentki dowiadują się, że mogą przyjść do gabinetu First Me na zabieg odtworzenia brodawki piersiowej?

– Ogólnie nie ma jeszcze tak dużej świadomości wśród pacjentek odnośnie tego zabiegu. Często słyszę, „Jezu, ja nie wiedziałam, że coś można z tym zrobić!”. Media społecznościowe trochę to ułatwiają. Jest tam duży ruch i sporo zapytań. Ale niestety informacja taka nie trafia do wszystkich. Wszystko zależy od grupy wiekowej. Mam pacjentki w różnym wieku. Często Panie 50 plus nie śledzą tego, co dzieje się w kanałach mediów społecznościowych. Wtedy pozostaje strona internetowa i znajomości. Takie pacjentki przychodzą do mnie „z polecenia”. Np. pacjentki onkologiczne trafiają do mnie stricte na pigmentację medyczną i wiedzą, że to robię, tzn. pigmentuję piersi po mastektomii i odtwarzam brodawki. Fundacja Omealife, z którą współpracuję, informuje o tym swoje podopieczne. Już na miejscu, kiedy do mnie trafią dowiadują się ode mnie, że zajmuję się również bliznami. Blizny są nieodłącznym elementem przy operacjach tego typu. Pacjentki cieszą się, że mogą w jednym miejscu wykonać oba zabiegi.

Wszystko tak za jednym zamachem?

– Nie do końca tak za jednym. Najpierw jest rozmowa. Potem musimy z nimi (bliznami) troszeczkę popracować – wszystko zależy w jakim czasie od zakończenia leczenia pacjentka do mnie trafi. Pokazuję, jaki jest plan terapii i dopiero potem umawiamy się na pigmentację piersi. Inaczej wygląda sytuacja, gdy w miejscu, gdzie ma zostać wykonane odtworzenie kompleksu otoczka-brodawka nie ma żadnej blizny. W takim przypadku zabieg można wykonać od razu – oczywiście po uprzednio przeprowadzonym wywiadzie i po upływie odpowiedniego czasu od zakończenia leczenia onkologicznego.

Czy rozmowy z pacjentkami bywają trudne?

U pacjentek często występuje strach, jest to powrót do bolesnej przeszłości. Muszą w pewnym sensie obnażyć się przede mną, pokazać swoje kompleksy. Kiedy robię wywiad pytam się, kiedy blizna powstała? Jak powstała? To jest dla mnie bardzo ważne. Bywają sytuacje, że panie otwierają się od razu. Innym razem trwa to trochę dłużej. Po poznaniu mnie jest już trochę lepiej. Widzą, że mogą mi zaufać i że nigdy nie oceniam ich przez pryzmat wydarzeń z przeszłości.

Nie tylko pacjentki onkologiczne przychodzą na zabiegi?

– Tak, to prawda. Są też pacjenci z oparzeniami, po różnych zabiegach operacyjnych czy po wypadkach. U pacjentów po operacjach czasami blizny bywają bolesne i boją się ich dotykać. Zdarza się, że się ich brzydzą. Mają uraz psychiczny. Jeszcze inną grupą są pacjenci po oparzeniach. W przypadku tych osób jest to bardzo traumatyczne przeżycie.

Do każdej grupy pacjentów podchodzę indywidualnie. Z każdą osobą rozmawiam inaczej bo są one różne. Inaczej radzą sobie z nową dla nich sytuacją. Moim celem jest aby czuły się w moim gabinecie bezpiecznie i komfortowo.

Od czego zaczęła pani pracę w zawodzie?

– Swoją pracę zaczęłam od makijażu permanentnego. Kiedyś mikropunktura i terapia blizn nie były aż tak rozpowszechnione. Zaczynając pracę w zawodzie zależało mi na pigmentacji medycznej i odtwarzaniu brodawek piersiowych. Chciałam pomagać kobietom. Kiedyś było tak, że aby wykonywać tego typu pigmentację należało przynajmniej dwa lata przepracować w zawodzie linergistki. Dopiero potem można było odbyć szkolenie w tej profesji.

Później przyszedł czas na blizny?

– Najpierw zrobiłam specjalizację z pigmentacji medycznej, a potem pojawiły się właśnie blizny, w których – muszę przyznać – zakochałam się od razu. Poczułam, że to jest to, co chcę robić. Kiedy blizna się przebudowuje, a uśmiech pojawia się na twarzy pacjentów jest to dla mnie największa nagroda. I nie chodzi tylko o wizualną stronę zabiegu. Jeżeli blizny są bardziej złożone – to dotyczy ich mobilności i fizyczności, ograniczenia ruchu. Po serii zabiegów okazuje się, że można normalnie funkcjonować. Mój gabinet zajmuje się głównie bliznami, potem pigmentacją medyczną, a dopiero na końcu pozostałymi usługami kosmetycznymi, takimi jak makijaż permanentny, laminacja brwi czy lifting rzęs.

Jak pani pracuje z blizną?

– U siebie w gabinecie stosuję metodę łączoną. Staram się korzystać ze wszystkiego, co obecnie jest standardem. Jest to fizjoterapia, suche igłowanie, taping, mikropunktura i na końcu kamuflaż. Terapia łączona bardzo pomaga mi w leczeniu blizn. Blizny są różne i w zależności od ich rodzaju stosuję odpowiednio dobraną metodę pracy. Stosuję również produkty pozabiegowe, które są nieodłącznym elementem terapii. Ich różnorodność sprawia, że do każdej blizny mogę dopasować produkt, który wzmocni efekt końcowy.

Jak to rozkłada się w czasie?

Świeże blizny należy mobilizować. Następnym krokiem jest fizjoterapia. Są to bardzo ważne elementy leczenia. Po 6 miesiącach od powstania blizny mogę zacząć terapię poprzez mikropunkturę – mikronakłuwanie. Jeżeli lekarz wyrazi pisemną zgodę na rozpoczęcie tego typu zabiegu wcześniej również mogę go wykonać. Zdarzają się przypadki, że otrzymuję pozwolenie od lekarza już po 3 miesiącach od powstania blizny.

Dlaczego nie można wcześniej rozpocząć igłowania?

Musimy dać bliźnie czas na przebudowę. Na początku powstania blizny jest ona w fazie zapalnej, następnie znajduje się w fazie gojenia i na końcu w fazie przebudowy. Okres ostatniej fazy może trwać od kilku miesięcy do kilku lat. W fazie gojenia komórki intensywnie wytwarzają kolagen. Jeżeli w tym czasie wykonalibyśmy zabieg mikronakłuwania moglibyśmy spowodować jego nadprodukcję, co w rezultacie doprowadziłoby do przerostu blizny.

Jak można wykorzystać czas przed zabiegiem?

– Jeżeli pacjentki przychodzą do mnie w początkowej fazie powstania blizny, uczę je jak mają masować ją w domu. Często  wykonują te zabiegi same, jeśli ta blizna jest w zasięgu ich dotyku. Pokazuję, co należy robić, jak należy to robić i jakich produktów używać. Jeśli się słuchają, to są później naprawdę wdzięczne.

Jakie cechy powinny wykazywać osoby, które zajmują się terapią blizn i pigmentacją medyczną?

– Na pewno trzeba być mocnym psychicznie. To nie jest tylko zabieg kosmetyczno-estetyczny. Blizny trzeba poczuć – a do tego potrzeba czasu. Do tej pracy trzeba mieć podejście i dużo empatii. Ważne jest aby nawiązać kontakt z pacjentem, ale również umieć oddzielić stan faktyczny problemu, z którym się do nas zwrócił od podejścia emocjonalnego klienta. Nie można również obiecywać pacjentom rzeczy niemożliwych do osiągnięcia jak np. całkowite zniknięcie blizny. Może mieć to wpływ na ich dalszy stan psychiczny.